Dla Ducha: WIARA

Czy istnieje lekarstwo na utratę sensu życia?

Dość długo nie pisałam na blogu rozważań na temat wiary. Przyznam, że potrzebowałam trochę czasu na zebranie swoich codziennych przemyśleń o Bogu. Czekałam też na wenę i chwilę ciszy, która jest skarbem w zgiełku i hałasie codziennego pędu życia. Natchnieniem do tego wpisu, była przede wszystkim pewna czytelniczka mojego bloga i jej komentarz, który mocno poruszył moje serce, ale też spowodował ukierunkowanie codziennych rozważań właśnie na temat zawarty w tytule. Czy udało mi się odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie? Czytajcie i oceniajcie : )

Człowiekowi wierzącemu na pytanie o istnienie lekarstwa na utratę sensu życia, pewnie nasuwa się, bardzo krótka odpowiedź: BÓG. A potem kolejne: ZBAWIENIE i WIECZNE SZCZĘŚCIE. Ale taka odpowiedź przychodzi na myśl, dopiero wtedy, gdy ułożymy sobie w życiu wszystko na właściwym miejscu. Ktoś by teraz może zapytał, a kiedy wszystko jest na właściwym miejscu? No właśnie, wtedy, gdy Bóg jest na pierwszym miejscu. (zobacz też: http://www.annlis.pl/po-co-mi-bog-w-swiecie-w-ktorym-mam-wszystko/)

Czasami niezwykle ciężko człowiekowi postawić Boga na pierwszym miejscu w świecie, w którym widzi się tyle cierpienia, tyle zła, a z drugiej strony – w świecie, w którym pieniądze tak bardzo nam Go przysłaniają. Kiedy coś dzieje się nie po naszej myśli, kiedy odczuwamy albo zauważamy psychiczny lub fizyczny ból, jakąś udrękę, zwykliśmy od razu pytać: gdzie jest Bóg? Potem dopytujemy jeszcze, czy Bóg chce, żebym był chory? Czy chce, żebym utracił kogoś bliskiego? Czy chce, żebym był samotny? Czy chce, żebym nie miał potomstwa? Czy On w ogóle istnieje? Dlaczego mam w Niego wierzyć skoro nie zabiera mojego cierpienia?

Tak to już jest z nami ludźmi, że chorzy chcą być zdrowi, że małżeństwa, którym nie udaje się wydać na świat potomstwa, chciałyby mieć dzieci, że osoby niepełnosprawne poruszające się na wózkach inwalidzkich, oddałyby wszystko, aby z nich wstać. Oczywiście jest to normalne, że chcemy tego, co z naszego ludzkiego punktu widzenia, jest dobre. To normalne, że mamy takie pragnienia i z pewnością jest to właściwe podejście do życia. Bylebyśmy jednak za bardzo nie skupiali się w tym wszystkim na dwóch literach „JA”, a dokładniej na dwóch zwrotach: „ja chcę” i „On mi nie daje”. Może lepiej byłoby powiedzieć: „ja pragnę, ale może On ma na to inny plan albo nie nadszedł na to jeszcze czas; zaufam Mu i pozwolę Jemu działać”.

Jeśli tak często przychodzi nam na myśl pytanie: czy Bóg chce zła? Najpierw odpowiedzmy sobie na kilka następujących pytań: czy wyobrażamy sobie świat, w którym wszystko dzieje się zawsze zgodnie z zamysłem człowieka? jaki byłby świat, w którym każdy człowiek żyłby na przykład 100 lat i wiedziałby, że w dniu setnych urodzin umrze? czy wyobrażamy sobie świat, w którym człowiek nie ma problemów, nie ma cierpienia, w którym Bóg spełnia wszystkie jego prośby, w którym człowieka spotykają tylko same przyjemności, w którym sam może wszystko zaplanować i wie, że tak będzie? Niby fajnie, ale jednak po dłuższym przemyśleniu, bez sensu…

Miejmy świadomość, że większość zła tego świata zsyłamy sami na siebie. A kiedy tylko dzieje się źle, od razu winimy Boga. Jeśli Kowalski, Iksiński i Malinowski są niewinni temu, co wydarzyło się w naszym życiu, no to kto jest winny? Wtedy zawsze winny jest Bóg. Jest to niestety nasza, ludzka cecha, że lubimy szukać winnego. Zanim obwinimy Jego, zastanówmy się: gdzie w naszym życiu był Bóg, kiedy przeżywaliśmy te dobre chwile? Czy choć raz za cokolwiek Mu podziękowaliśmy? Czy wszystko, co dobre to nasza zasługa, a wszystko, co złe to wina Boga? Bóg daje nam wolność i z pewnością nie jest obojętny na nasze cierpienie. Jednak skoro mamy być wolni, nie może sterować nami, jak marionetkami w swoich rękach. Co więcej, aby ustrzec nas przed złem, dał nam przecież przykazania.

Bywa, że życie (bynajmniej w naszych oczach) traci sens. Dzieje się coś, czego nie możemy wyjaśnić nieprzestrzeganiem Bożych przykazań. Pomyślmy wtedy o Chrystusie, o Synu Boga, który idąc drogą swojego krótkiego ziemskiego życia czynił samo dobro, szerzył miłość, pomagał innym, uzdrawiał. A jednak musiał przejść tak okrutną mękę, zakończoną śmiercią na krzyżu. W ciężkich chwilach pomyślmy właśnie o Jezusie, pomyślmy o tym, że to, co dzieje się w naszym ziemskim życiu jak i kres tego życia, jest tylko krótką chwilą wieczności, która nas czeka z Panem Bogiem.

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że użalanie się nad swoim ziemskim losem do niczego dobrego nas nie zaprowadzi. Obwinianie o wszystko Boga, nie da nam szczęścia. Pamiętajmy o tym, że wiara w Boga nie opiera się tylko na czasie, w którym wszystko jest O.K. Kwintesencją wiary, jest trwanie przy Bogu, nawet wtedy, kiedy człowiekowi nie jest lekko, łatwo i przyjemnie. Trzeba szukać sensu wszystkiego, co nas spotyka i nieustannie z Nim rozmawiać oraz pozwalać Mu na działanie.

Jeżeli w naszym życiu nie dzieje się tak, jak byśmy pragnęli, być może Pan Bóg, wybrał dla nas inną drogę. A może po prostu czeka na nasze zaufanie, aby wypełniło się to nasze pragnienie. W każdej sytuacji nie przestawajmy z Nim rozmawiać, prośmy Go o znaki naszego powołania. Czasami rozmowa z Bogiem, może nie być łatwa. Na pewno trzeba BARDZO CHCIEĆ Go usłyszeć albo zobaczyć Jego znaki w swoim życiu, trzeba szczerze zaprosić Go do swojego życia. To właśnie On jest lekarstwem na utratę sensu życia. Nigdy nie rezygnujmy z rozmowy z Bogiem, chociaż spróbujmy, to nic nie kosztuje : )

 

2 komentarze

  • Natalia

    Myślę, że żyjemy w czasach epidemii braku poczucia sensu i desperacko staramy się go znaleźć i szukamy dosłownie wszędzie. Próbujemy masy rzeczy i mamy masę rzeczy, ale jakoś żadna z nich nie nadaje naszemu życiu żadnego głębszego, konkretnego sensu. Odkrywamy to zwykle jak już zdobywamy to czego chcieliśmy.

    Najważniejsze to zacząć cieszyc się z niewielkich rzeczy. Jak na przyklad ciepłej pogody, ptaszka w ogrodzie czy smacznej ciepłej herbatki.

    • ANN LIS

      Dokładnie Natalko, doczekaliśmy się czasów, w których w miarę coraz większego wachlarza produktów i usług ułatwiających nam życie, paradoksalnie mamy coraz więcej poczucia braku sensu życia. Niby żyje się łatwiej, niby dostatniej, niby bardziej komfortowo, niż przed laty, a jednak – tak jak wspomniałaś – są to czasy epidemii braku poczucia sensu, epidemii depresji etc. Z pewnością warto skupiać się na tych najmniejszych rzeczach, aby żyło się piękniej 🙂 Serdecznie pozdrawiam!