Co zrobić, by postanowienia adwentowe przestały być „duchową kulturystyką”?
Dominikanin – o. Gużyński w jednym z wywiadów takie „puste” postanowienia okresu przedświątecznego nazwał właśnie „duchową kulturystyką”. To ciekawe określenie skłoniło mnie do zagłębienia się w temat naszych postanowień, które narzucamy sobie w okresie Wielkiego Postu czy Adwentu.
Ojciec Gużyński uważa, że w bardzo wielu przypadkach narzucana samemu sobie dyscyplina jest wypaczeniem idei autentycznego przeżywania tego wyjątkowego czasu przygotowania do Świąt. W tym samym wywiadzie zadał także takie pytanie: Co z tego, że ktoś odmawia sobie w piątki plasterka szynki, jeśli codziennie jest istnym utrapieniem dla swojej rodziny? – To pytanie jest warte chwili zastanowienia…
Mówiąc o „duchowej kulturystyce” dominikanin miał na myśli pewną skrajność, w jaką może popaść człowiek zobowiązujący się do wyrzeczenia. Czasami zakładamy, że będziemy w przedświątecznym okresie wykonywać coś bardziej systematycznie, na przykład chodzić codziennie na Mszę św. Postanowienie samo w sobie jest wspaniałe, o ile każda z tych Mszy św. przyczyni się do przybliżenia o kolejny krok do Jezusa. Ważne, by przy takim postanowieniu nie zachowywać się jak faryzeusz, który pyszni się tym, jak bogobojną jest osobą. Wtedy łatwo piękne postanowienie sprowadzić tylko do sprawdzianu siły charakteru, a nawet rozbudowy swojej pychy. Innym przykładem takiej skrajności może być ścisły post o wodzie i chlebie przez cały dzień lub kilka dni w tygodniu – takie wyrzeczenie jest bardzo potrzebne osobie wierzącej, jeśli te postne dni przyczynią się do pogłębienia relacji z Bogiem. Jeśli natomiast nie jem cały dzień, a przy tym jednocześnie spędzam cały ten dzień na grze komputerowej, to jaki związek z wiarą ma mój post?
Dlatego zanim cokolwiek postanowimy, co ma pogłębić naszą wiarę, zastanówmy się nad sensem danego postanowienia. Z pewnością w tym roku szerokim łukiem ominę postanowienia w stylu odmawiania sobie czegoś do jedzenia. Może zabrzmi to samolubnie, ale chciałabym, by ten Adwent był dla mnie i mojej osobistej relacji z Jezusem. Do tego potrzebuję na pewno wyciszenia. Dlaczego? Aby usłyszeć Jego głos w moim życiu, w mojej codzienności, w moich troskach i znojach, w moich upadkach, ale także we wzlotach i w radościach. Jak to zrobię? Przede wszystkim wyloguję się na ten czas z Facebook’a! Może zarzucicie mi, że takie postanowienie jest tylko „sportem dla sportu” i wspomnianym ćwiczeniem siły charakteru. Ja jednak uważam, że wbrew pozorom taka decyzja ma dużo wspólnego z wiarą. Adwent to czas oczekiwania, owocnego oczekiwania, a nie korzystając z Facebook’a będę miała więcej czasu nie tylko na książki, spędzanie czasu z najbliższymi, ale i wewnętrzne wyciszenie się.
Mam ogromną nadzieję na bliskość Chrystusa w tym adwentowym czasie. Na Jego cichą, dyskretną obecność. Chciałabym, aby Jego piękne życie wypełniło moje życie zamiast tego wszystkiego, czym na co dzień – często niepotrzebnie – sama sobie je wypełniam. Tego właśnie życzę sobie i oczywiście Wam Kochani podczas tegorocznego Adwentu. Wyjdźmy ze świata wirtualnych smutków i radości, by spotkać się z tym, co prawdziwe – ze smutkiem, który naprawdę boli i z radością, która napełnia po brzegi serce. Zróbmy sobie „medialny detoks” i pozwólmy na doświadczenie braku – po to, by zobaczyć, co naprawdę daje spełnienie…
Podsumowując i wracając do pytania zadanego w tytule tego wpisu: Co zrobić, by postanowienia adwentowe przestały być „duchową kulturystyką”? – Warto pamiętać te słowa o Gużyńskiego: Wyrzeczenia to okazja do „reformy życia”, zmiany swojego myślenia, biblijnej metanoii. To nie tylko proces intelektualny, ale i przeżywany sercem. Chodzi o całoosobową zmianę naszych poglądów, naszej relacji do świata i Boga.